wtorek, 23 października 2012

Hot Demon Lady from Hell

Trochę się przy tym namęczyłem, choć pewnie na to nie wygląda. Chciałem spróbować czegoś nowego, stąd eksperyment z tłem... Efekt mi się średnio podoba, ale jeszcze czegoś popróbuję w tym kierunku.


czwartek, 11 października 2012

Mroczni łowcy demonów. Fuck yeah!

Ostatnio (i przedostatnio też) zrobiła się moda na takie postacie. Łowca demonów / potworów / wampirów / poborców podatkowych. Tajemniczy, małomówny, obowiązkowo odziany w czerń (często płaszcz) i z mroczną przeszłością, zazwyczaj związaną z tym, na co poluje. Używający rozmaitych cieszących oko gadżetów. Brzmi znajomo, nie? Na pewno widzieliście to dziesiątki razy. Mamy to w książkach (Wiedźmin Sapkowskiego, Mroczny zbawiciel Žambocha), grach (Dante z Devil May Cry, ród Belmontów z Castlevanii czy... łowca demonów w Diablo III), anime (Vampire Hunter D) i kinie. Sporo tego. Ja tym razem akurat chcę skupić się na filmach; a jako że mam do tego archetypu słabość, to lecimy z małą przekrojówką.

Pod tytułami filmów macie linki do fajnych montaży najlepszych scen z danego dzieła bądź po prostu trailerów. Klikajcie.



Don "The Dragon" Wilson jako ostatni z rodu zwalczającego wampiry. Film mocno taki sobie, jak to zazwyczaj u tego pana, ale co zrobić, trailer mnie zachęcił i wypożyczyłem to kiedyś na VHS (czyli dawno). Zachwycony nie byłem. Cóż, przynajmniej Nocny łowca może pochwalić się tym, że jest starszy od Blade'a.



Nie ma się co rozpisywać, bo wszyscy znają i lubią. A przynajmniej powinni. Znakomite dwie pierwsze części i dużo gorsza trzecia, ale całość trylogii to już klasyka. Prawdziwa odskocznia Snipesa do popularności, i trza przyznać, że tym tytułem zasłużył. Pół-wampir chodzący bez szwanku w świetle dziennym eksterminuje full-wampiry. Awesome.



Mało znany, a ciekawy film. Wariacja na temat klasycznego eposu, ale w realiach ni to fantasy, ni to post-apokalipsy. Specyficzne stroje, zbroje i broń. Bardzo fajny Lambert, udał się w roli zabójcy potworów nękanego wewnętrznymi demonami. Dodatkowo ma białe włosy i miecz na plecach, wypisz-wymaluj Geralt. Całość idealna nie jest, ale warto znać. Produkcja ludzi od kinowych i telewizyjnych ekranizacji Mortal Kombat, co widać i słychać.



Specyficzne anime od twórców Ninja Scroll, równie krwawe, ale bez rozbieranek. Realia to post-apokalipsa i prymitywizm technologiczny, wizualnie jakby powrót do renesansu. Bohater to dokładnie ten typ, jaki opisałem we wstępie, ciężko coś tu dodać, zresztą D jest w dużym stopniu tylko w tle. Większe role mają "zwykli" ludzie oraz para zakochanych - wampir i kobieta. Podobało mi się, choć wspomniany romans nieco zbyt łzawy jak dla mnie.



Bardzo kiczowaty film, w pozytywnym znaczeniu. Nie bierze sam siebie na poważnie i to jest jego siła, bo wyszedł wspaniały pastisz starego kina grozy z okolic lat 30-tych. Mamy tu piękne nawiązania do ekranizacji Draculi, Frankensteina i wszelakich wilkołaków z tego okresu, plus gościnnie Mr. Hyde. Główny bohater fajny i z mnóstwem gadżetów, mniej mroczny niż zwykle, ale zapewnia widowiskowość, że hej. Wizualnie cukierek, polecam scenę ataku trzech wampirzyc na wieś o świcie - cudo!



Bohater z kart prozy Roberta E. Howarda został ożywiony na ekranie parę lat temu. Filmu wciąż nie widziałem, zamówiłem ostatnio na blu-rayu i płyta przyszła w kawałkach... Cóż, wszystko przede mną, w każdym razie dzieło opinie ma znakomite, trailery bardzo zachęcają, a główny bohater jest mroczny jak trzeba. Może się okazać, że to jeden z lepszych fimów w tym zestawieniu. Kiedy już go obejrzę.



Ekranizacja koreańskiej (są inne?) manhwy, znanej i u nas. Post-apo, wampiry są tu osobną rasą, a nie nieumarłymi, ale potrafią zarażać ludzi i wtedy powstaje już coś, co przypomina "nasze" wąpierze. Główny bohater to tytułowy kapłan, który zrywa się ze smyczy futurystycznej wersji kościoła chrześcijańskiego. Rozdarty, tajemniczy, zabójczy w walce - standard. Fajnie się ogląda, ogólnie polecam, choć cudów oczywiście nie oczekujcie.



A oto i kolejny przedstawiciel opisywanego tu trandu, czyli nadchodzący początkiem roku 2013 film o dorosłych Jasiu i Małgosi. Znów lżejsze potraktowanie tematu, ale mroku chyba nie zabraknie, a trailer, jak już kiedyś pisałem, wygląda wspaniale. Czekam na to od cholernie dawna i liczę, że się nie zawiodę. Oby.

Jak wspomniałem wyżej, niezmiernie lubię opisywany tu archetyp postaci i póki co, nie znudził mi się on. Czyli czekam na kolejne filmy, a także komiksy, książki i gry z takimi bohaterami. Bo są fajni, choć dziś już niezbyt oryginalni :)

piątek, 5 października 2012

GRA: "Deus Ex: Human Revolution" (PS3, 2011)

© Eidos Montreal / Square Enix 2011
Pierwszy Deus Ex z 2000 roku to moja ulubiona gra wszechczasów. Sequel, czyli DE: Invisible War, też bardzo lubię, choć rzeczywiście, jak możecie wszędzie wyczytać, jest dużo słabszy od oryginału (ale daleko mu do gry złej). Natomiast Eidos postanowił, po dłuższej przerwie zresztą, wskrzesić tę serię i stworzyć prequel. Gra ukazała się mniej więcej rok temu, ale w moje łapki wpadła o wiele później (o dziwo). Natomiast powiem od razu, że po ukończeniu DE: Human Revolution (idiotycznego polskiego tłumaczenia podtytułu używać nie zamierzam) zastanawiam się, czy nie mam teraz DWÓCH ulubionych gier wszechczasów.

Human Revolution to jedno wielkie wyznanie miłości skierowane do oryginalnego Deus Exa przez Eidos Montreal, twórców nowej gry. Nawiązań jest więcej niż myślałem, a powiem szczerze - bałem się, że nowi developerzy raczej odżegnają się od pierwowzoru i oleją starych fanów, niż zechcą zrobić im dobrze. Niepotrzebnie. Okazało się, że związek między tamtą grą a prequelem jest dość ścisły, i to na najróżniejszych poziomach: pojawiają się znani NPCe lub wzmianki o nich (Bob Page, Manderlay, Tracer Tong), w radiu nadawana jest muzyka z DE1, a w jednym miejscu temat muzyczny z tego ostatniego gwiżdże nawet jeden bezdomny! Jestem też bardzo miło zaskoczony, że w czasach upraszczania w grach wszystkiego i coraz prymitywniejszej rozrywki w tej branży, ktoś pokusił się o wydanie gry ambitniejszej, głębszej, zawierającej niemal wszystkie zalety oryginału sprzed 11 lat. Generalnie rdzeń gameplayu pozostawiono bez zmian, czyli mamy miks skradania, strzelania, RPG i hakowania, jest używanie cyberwszczepów, są różne drogi umożliwiające wykonanie tego samego zadania, są spiski na wysokich szczeblach... Jest dobrze i znajomo.

Teraz o zmianach. Przyznam, że rewolucji (nomen omen) wielkiej nie ma, ale to dobrze, bo stary Deus to i tak gra niemal idealna. Poza oczywiście grafiką (notabene śliczną, a przy tym genialne są projekty graficzne właściwie wszystkiego, od broni, przez zbroje i pojazdy, po budynki), to ze zmian kosmetycznych mamy poprawione AI strażników (ale po ponad dekadzie to chyba normalne?) oraz - tu mniej kosmetycznie - rozbudowany bardzo haking, o wiele bardziej interaktywny i wymagający, niż to drzewiej w tej serii bywało. Reszta zmian to elementy już będące bardziej znakiem dzisiejszych czasów, czyli przyklejanie się do osłon, znacznik na ekranie, kierujący dokładnie gracza w miejsce następnego celu misji, a także udostępnienie nam od razu pełnych map każdego obszaru, bez konieczności poznawania go kawałek po kawałku (choć to ułatwienie akurat ma uzasadnienie fabularne). Najgorszą i wielokrotnie krytykowaną przez weteranów DE nowością są nie dające się uniknąć walki z bossami, tzn. chodzi mi o to, że te konfrontacje da się przeprowadzić wyłącznie siłowo, a nie można jakoś bardziej subtelnie (pamiętny motyw z DE1, kiedy zdobyliśmy wcześniej hasło wyłączające Gunthera Hermanna i nie musieliśmy z nim walczyć). Ale to i tak niespecjalnie mi przeszkadzało...

Ogólnie, mimo pewnych wad, jest bardzo dobrze. Natomiast ficzerem, za który naprawdę pokochałem Human Revolution (nie, żebym nie kochał go za resztę licznych zalet) stało się potraktowanie w grze problemu cyberwszczepów i, szerzej, tzw. transhumanizmu. Od początku do samego końca jest to w świecie DE:HR temat numer jeden, gdyż świat ten stoi u progu wielkich zmian - rozwija się i upowszechnia technologia bionicznych ulepszeń ludzkiego ciała, czyli owych wspomnianych wszczepów. I twórcy naprawdę postarali się, by pokazać nam wszelkie możliwe konsekwencje takiego stanu rzeczy - psychologiczne, społeczne, moralne, filozoficzne, technologiczne i cholera wie, jakie jeszcze. I, co równie ważne, zrobili to w sposób nienachalny, niejako w tle, ale jeśli ktoś ma ochotę trochę nad tym wszystkim pomyśleć i rozważyć, czy byłby przeciw ulepszaniu ludzkiego ciała, czy może za, to wyciągnie z HR o wiele więcej. Graczowi niczego się tu nie narzuca, nie mówi mu się, która opcja jest "lepsza"; możemy sami zdecydować, czy popieramy przekonania przeciwników wszczepów, pikietujących pod klinikami L.I.M.B., czy raczej solidaryzujemy się ze zwolennikami, czyli choćby pacjentami tychże klinik. Super sprawa. Inna rzecz, że na gameplay to właściwie nie wpływa.

Ogólnie gierka urwała mi dupę pod większością względów, po prostu uwielbiam tę futurystyczną skradankę i niezmiernie się cieszę, że Eidos nie odżegnał się od korzeni serii. Wizualnie tytuł mnie zmiażdżył (najbardziej chyba wygląd wszczepów, design Hengshy oraz lokacja z finalnym bossem), muzycznie również (soundtrack Michaela McCanna zasługuje na piątkę z plusem, słucham również poza grą), a i pod niemal każdym innym względem dostarczył niemałej satysfakcji. Adam Jensen to godny następca JC Dentona na stołku głównego bohatera, ma charyzmę, charakter, daje się lubić i genialnie dobrano mu głos. Aż nie wiem, za co jeszcze mógłbym Human Revolution pochwalić, dla mnie to ewidentnie gra roku 2011 i znakomite pociągnięcie klasycznej franczyzy, a także pozycja, która upewniła mnie, że Deus Ex to moja ulubiona seria gier. Polecam strasznie, zwłaszcza fanom dobrego sci-fi, cyberpunku i skradanek. Grajta!