piątek, 5 października 2012

GRA: "Deus Ex: Human Revolution" (PS3, 2011)

© Eidos Montreal / Square Enix 2011
Pierwszy Deus Ex z 2000 roku to moja ulubiona gra wszechczasów. Sequel, czyli DE: Invisible War, też bardzo lubię, choć rzeczywiście, jak możecie wszędzie wyczytać, jest dużo słabszy od oryginału (ale daleko mu do gry złej). Natomiast Eidos postanowił, po dłuższej przerwie zresztą, wskrzesić tę serię i stworzyć prequel. Gra ukazała się mniej więcej rok temu, ale w moje łapki wpadła o wiele później (o dziwo). Natomiast powiem od razu, że po ukończeniu DE: Human Revolution (idiotycznego polskiego tłumaczenia podtytułu używać nie zamierzam) zastanawiam się, czy nie mam teraz DWÓCH ulubionych gier wszechczasów.

Human Revolution to jedno wielkie wyznanie miłości skierowane do oryginalnego Deus Exa przez Eidos Montreal, twórców nowej gry. Nawiązań jest więcej niż myślałem, a powiem szczerze - bałem się, że nowi developerzy raczej odżegnają się od pierwowzoru i oleją starych fanów, niż zechcą zrobić im dobrze. Niepotrzebnie. Okazało się, że związek między tamtą grą a prequelem jest dość ścisły, i to na najróżniejszych poziomach: pojawiają się znani NPCe lub wzmianki o nich (Bob Page, Manderlay, Tracer Tong), w radiu nadawana jest muzyka z DE1, a w jednym miejscu temat muzyczny z tego ostatniego gwiżdże nawet jeden bezdomny! Jestem też bardzo miło zaskoczony, że w czasach upraszczania w grach wszystkiego i coraz prymitywniejszej rozrywki w tej branży, ktoś pokusił się o wydanie gry ambitniejszej, głębszej, zawierającej niemal wszystkie zalety oryginału sprzed 11 lat. Generalnie rdzeń gameplayu pozostawiono bez zmian, czyli mamy miks skradania, strzelania, RPG i hakowania, jest używanie cyberwszczepów, są różne drogi umożliwiające wykonanie tego samego zadania, są spiski na wysokich szczeblach... Jest dobrze i znajomo.

Teraz o zmianach. Przyznam, że rewolucji (nomen omen) wielkiej nie ma, ale to dobrze, bo stary Deus to i tak gra niemal idealna. Poza oczywiście grafiką (notabene śliczną, a przy tym genialne są projekty graficzne właściwie wszystkiego, od broni, przez zbroje i pojazdy, po budynki), to ze zmian kosmetycznych mamy poprawione AI strażników (ale po ponad dekadzie to chyba normalne?) oraz - tu mniej kosmetycznie - rozbudowany bardzo haking, o wiele bardziej interaktywny i wymagający, niż to drzewiej w tej serii bywało. Reszta zmian to elementy już będące bardziej znakiem dzisiejszych czasów, czyli przyklejanie się do osłon, znacznik na ekranie, kierujący dokładnie gracza w miejsce następnego celu misji, a także udostępnienie nam od razu pełnych map każdego obszaru, bez konieczności poznawania go kawałek po kawałku (choć to ułatwienie akurat ma uzasadnienie fabularne). Najgorszą i wielokrotnie krytykowaną przez weteranów DE nowością są nie dające się uniknąć walki z bossami, tzn. chodzi mi o to, że te konfrontacje da się przeprowadzić wyłącznie siłowo, a nie można jakoś bardziej subtelnie (pamiętny motyw z DE1, kiedy zdobyliśmy wcześniej hasło wyłączające Gunthera Hermanna i nie musieliśmy z nim walczyć). Ale to i tak niespecjalnie mi przeszkadzało...

Ogólnie, mimo pewnych wad, jest bardzo dobrze. Natomiast ficzerem, za który naprawdę pokochałem Human Revolution (nie, żebym nie kochał go za resztę licznych zalet) stało się potraktowanie w grze problemu cyberwszczepów i, szerzej, tzw. transhumanizmu. Od początku do samego końca jest to w świecie DE:HR temat numer jeden, gdyż świat ten stoi u progu wielkich zmian - rozwija się i upowszechnia technologia bionicznych ulepszeń ludzkiego ciała, czyli owych wspomnianych wszczepów. I twórcy naprawdę postarali się, by pokazać nam wszelkie możliwe konsekwencje takiego stanu rzeczy - psychologiczne, społeczne, moralne, filozoficzne, technologiczne i cholera wie, jakie jeszcze. I, co równie ważne, zrobili to w sposób nienachalny, niejako w tle, ale jeśli ktoś ma ochotę trochę nad tym wszystkim pomyśleć i rozważyć, czy byłby przeciw ulepszaniu ludzkiego ciała, czy może za, to wyciągnie z HR o wiele więcej. Graczowi niczego się tu nie narzuca, nie mówi mu się, która opcja jest "lepsza"; możemy sami zdecydować, czy popieramy przekonania przeciwników wszczepów, pikietujących pod klinikami L.I.M.B., czy raczej solidaryzujemy się ze zwolennikami, czyli choćby pacjentami tychże klinik. Super sprawa. Inna rzecz, że na gameplay to właściwie nie wpływa.

Ogólnie gierka urwała mi dupę pod większością względów, po prostu uwielbiam tę futurystyczną skradankę i niezmiernie się cieszę, że Eidos nie odżegnał się od korzeni serii. Wizualnie tytuł mnie zmiażdżył (najbardziej chyba wygląd wszczepów, design Hengshy oraz lokacja z finalnym bossem), muzycznie również (soundtrack Michaela McCanna zasługuje na piątkę z plusem, słucham również poza grą), a i pod niemal każdym innym względem dostarczył niemałej satysfakcji. Adam Jensen to godny następca JC Dentona na stołku głównego bohatera, ma charyzmę, charakter, daje się lubić i genialnie dobrano mu głos. Aż nie wiem, za co jeszcze mógłbym Human Revolution pochwalić, dla mnie to ewidentnie gra roku 2011 i znakomite pociągnięcie klasycznej franczyzy, a także pozycja, która upewniła mnie, że Deus Ex to moja ulubiona seria gier. Polecam strasznie, zwłaszcza fanom dobrego sci-fi, cyberpunku i skradanek. Grajta!

2 komentarze:

  1. Mój chłop grał w to wczoraj do 3.00 w nocy i twierdzi, że zacna gra :) Rano pytałam o czym (bo w tym czasie smacznie spałam) rzecz jest i podsumował, że "taki Metal Gear Solid, ale w temacie Robocop" :D

    OdpowiedzUsuń