niedziela, 29 stycznia 2012

GRA: "F.E.A.R. 2 - Project Origin" (PS3, 2009)

© Monolith Productions / WB Games 2009
Pierwszego FEARa przeszedłem 3 lata temu, początkiem 2009 roku. Uwielbiam tę grę, połączenie genialnego shootera, horroru w stylu japońskim (małe, demoniczne dziewczynki z czarnymi włosami siejące grozę) i efektu bullet-time dało efekt kopiący po dupie. Niezmiernie miło wspominam wrażania z rozgrywki. Ostrzyłem sobie ząbki na kontynuację i właśnie wczoraj ograłem ten tytuł. Jak było? Czytajta.

Szczelanie zwykłe...
Project Origin zaczyna się jakieś pół godziny przed finałem pierwszego FEARa, czyli tuż przed wielką eksplozją w dzielnicy Auburn (miasto Fairport). Mały oddział Delta Force ma za zadanie przejąć Genevieve Aristide, szychę z Armachamu, czyli korporacji najbardziej mieszającej w FEARach. (pani A. Występowała w jedynce, ale tylko jako głos). My wcielamy się w członka tego oddziału, Michaela Becketa. Gostek, mimo że nie jest spokrewniony z Almą, ma pewien potencjał telepatyczny... Zresztą reszta jego ekipy również. Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły, ale okazuje się szybko, że Alma żyje (to wiemy już z finału FEARa), Armacham po eksplozji w Auburn chce szybko zatrzeć ślady, a nasz oddziałek trafia w sam środek gówna i wszyscy mają co do niego jakieś plany. Szczególnie wobec naszego bohatera, którym intensywnie zaczyna się interesować sama lejdi Alma...

Well, gra jako całość jest... okropnie podobna do FEARa 1. Tzn. taki sam feeling, taki sam gameplay, taki sam schemat rozgrywki – czyli na przemian mamy strzelanie się z Replicami/chłopcami Armachamu, walkę z rozmaitymi zjawami i mutantami, oraz zeschizowane wizje, zsyłane nam przez Almę. Do tego oczywiście spowolnianie czasu, w końcu to też trademark serii. Po prostu identyko, więc jeśli graliście w jedyneczkę, to poczujecie się jak u siebie. Ktoś mógłby tu wytknąć Monolithowi, że się powtarza, że idzie po najmniejszej linii oporu i nie dodaje żadnej innowacyjności. Może to i prawda, ale mnie ten schemat tak pasował w FEARze, że i w dwójce łykam go bez popity. Jeśli coś działa, to po co to naprawiać, jak mawiają bracia Amerykanie.

Szczelanie z kokpitu mecha...
Różnice jednak są, ale subtelne. Raz, że Monolith bardzo urozmaicił tym razem lokacje. Jedynka była krytykowana za to, że łazimy wciąż przez biura, magazyny itp. Mnie to nie przeszkadzało, ale Project Origin daje nam już okazję połazić prócz tego po szkole podstawowej, ulicach rozpieprzonego Auburn, metrze, podziemnych instalacjach Armachamu, laboratoriach... Jest dość różnorodnie. Druga sprawa, to elementy horroru w tej części – nadal jest ich sporo, ale mam wrażenie, że jest mniej samej Almy. Dużo się o niej mówi, ale nie ukazuje się ona Becketowi tak często, jak Point Manowi z FEARa 1. Pewnie dlatego, że ten pierwszy nie jest z czarnowłosą diablicą związany tak blisko, jak ten drugi. Przynajmniej z początku :) A propos jeszcze tej ślicznej pani, to w dwójeczce pojawia się ona głównie w wersji dorosłej, małej dziewczynki już prawie nie widzimy. Trzecia sprawa to – tak mi się wydaje – nieco bardziej urozmaicona paleta kolorów, niż w części poprzedniej.

Natomiast to, co było dobre, pozostało dobre. Czyli prawie wszystko. Strzela się nadal wspaniale, guny dają radę i cieszą, zwłaszcza w bullet-time. AI przeciwników wciąż na wysokim poziomie, potrafią zaleźć za skórę, kombinują, no i jak zwykle ciągle ciepią granatami pod nogi gracza. Klimacik jak zawsze mocarny, momentami niezła schiza i krwawe, zakręcone wizje. No i świetna muzyka, dopasowana do wydarzeń – podczas strzelanin pulsująca energią, a gdy gra chce nas wystraszyć lecą jakieś mroczne, ambientowe dźwięki. W ogóle design dźwięku jest pierwsza klasa, co oczywiście jest ważne w horrorze. Ogólnie cud, miód i orzeszki.

...oraz gorący buziak od Almy :*
 Przyczepię się tylko do grafiki w wersji na PS3. Ewidentnie Monolith nie ogarnął architektury konsoli Sony, bo konwersja jest słaba – dużo naprawdę brzydkich, pikselowatych tekstur, niektóre obiekty składają się z zastraszająco małej liczby poligonów... A mimo to klatki momentami lecą na pysk, animacja kapkę rwie. Kicha. Ja wiem, że tak to bywa przy grach multiplatformowych na PS3, czyli że wersje na nią nieraz wyglądają najgorzej, ale tym razem autorzy naprawdę wyjątkowo się nie popisali. Przy czym nie cała grafika ssie, bo są jednak bardzo udane elementy, woda jest śliczna, no i cienie też dają radę. Nierówne toto i tyle.

Czyli zasadniczo gierę polecam, zwłaszcza fonom pierwszego FEARa. Akurat oni mogą marudzić, że to tylko więcej tego samego, co w jedynce, ale to przecież oznacza również świetną grę. Poza tym jak ktoś lubi niesamowite, filmowe strzelaniny w zwolnionym tempie oraz zeschizowane horrory i elementy paranormalne, to też może łykać. Ja, jako fan serii, przygotowywuję się już psychicznie na część trzecią, która na rynku jest od około pół roku, ale na razie jej nie kupiłem. Niestety nie stworzył jej już Monolith, co powoduje pewne obawy... No i z recenzji wynika, że będzie w niej mniej elementów horroru, niż dotąd. Trochę słabo, ale elementy FPS-a są podobno tak dobre, jak zawsze, a w dodatku wraca Point Man i Paxton Fettel... No i ta wspaniała Alma :3

7/10



Screenshoty © Monolith Productions / WB Games 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz