niedziela, 1 stycznia 2012

Moje kinowe podsumowanie 2011

W minionym roku byłem w kinie osiemnaście razy. Nieźle, zwykle wypada mi tak koło szesnastu... W każdym razie jestem raczej zadowolony, filmy były niezłe, rozczarowań niewiele. Oczywiście musicie wziąć pod uwagę, że mam bardzo pojemny gust i łatwiej mnie zadowolić, niż przeciętnego internetowego narzekacza i "krytyka".

Stwierdzam natomiast, że mocno brakowało w mijającym roku pozycji naprawdę urywających dupę. Dominowała dobra rzemieślnicza robota, ale szoków i zaskoczeń specjalnie nie było. Ale nic to, nie ma co marudzić. Anyway, pod względem wybieranych przeze mnie gatunków było to co zwykle: fantastyka i akcja. To się raczej nie zmieni; dramaty czy głębsze filmy zwykłem oglądać na małym ekranie. No i zaliczyłem sześć ekranizacji komiksów, dla nich był to zdecydowanie dobry rok. (Następny zresztą też będzie).

Strasznie poza tym już mnie wkurwia zjawisko dominacji 3D w kinach. I to 3D zrobionego na siłę, mówię o filmach skonwertowanych tylko do tego formatu, a nie nakręconych w trzech wymiarach. W rezultacie mamy od cholery filmów, na których musimy męczyć się z tymi pieprzonymi okularkami, a efektu trójwymiaru i tak nie widać. To już jest istna plaga, bo dystrybutorzy chcą wydębić od nas więcej kasy... A czasem jest tak, że na zachodzie dany film leci w wersjach 2D i 3D do wyboru, a u nas polski dystryb udostępnia wyłącznie 3D. Straszne kurewstwo.

Poniżej pełna lista i kilka słów o każdym tytule. Na końcu zaś te pozycje, na które planowałem iść, ale koniec końców jakoś się nie złożyło.

Polowanie na czarownice
Film jest przefajny, niestety kompletnie niedoceniony i zdaje się, że klapę zrobił. Miks średniowiecza i horroru, kilku rycerzy - weteranów krucjat - dostaje zadanie przetransportowania młodej dziewczyny do pewnego opactwa. Młódka jest podejrzana o bycie czarownicą... Znakomity moim zdaniem klimat, trochę mindfucków, świetni Cage i Perlman. Końcówka nieco komiksowa, ale mi to nie przeszkadzało. Parę głupotek i nieścisłości historycznych nie psuje wg mnie całości.

Prawdziwe męstwo
Zabawne, ale ten film w pełni doceniłem dopiero po przeczytaniu książki (czyli parę miechów po seansie). Podobał mi się, ale bardzo przeszkadzała mi młoda bohaterka, której nic nie ruszało i miała fioła na punkcie zemsty. Po zapoznaniu się z  pierwowzorem ta postać przestała mi tak zgrzytać, więc polubiłem film już w pełni, zwłaszcza, że ma świetną resztę bohaterów (znakomity Bridges jako Rooster Cogburn, niezły Damon) i kupę dobrych dialogów. Western żyje i ma się nieźle.

Piekielna zemsta
Drugi Nick Cage w zestawieniu, też moim zdaniem świetny. Ten film to czysty grindhouse, w dodatku lepszy od Maczety, bardziej poskładany, mniej chaotyczny. Gostek ucieka z piekła, by zemścić się na człowieku, który zabił jego córkę, a także by uratować swą malutką wnuczkę. Zajebisty Cage (ale wiecie, że mam do niego słabość), w trzy dupy przemocy, pościgi i cycki. Poza tym naprawdę udana postać piekielnego księgowego (Fichtner), który ściga bohatera. Kupa dobrej zabawy i nienachalne, ale zgrabne 3D.

Inwazja: Bitwa o L.A.
Wiadomo: inwazja obcych i dzielni amerykańscy żołnierze, którzy muszą ratować sytuację. Patos zaserwowano na szczęście w ilościach  zdatnych do strawienia, więc pozostaje wyłączyć mózgownicę i cieszyć się dobrą rozrywką. No i bawiłem się całkiem nieźle, jest trochę niezłych zadym, dobre efekty, bohaterowie dający się lubić, sporo dramatyzmu. Całość sztampowa jak cholera, ale raczej przyjemna. Ot, taki nowy Dzień niepodległości.

Sucker Punch
Prawdopodobnie najlepszy z filmów widzianych przeze mnie w kinie w 2011. Młoda niunia trafia do wariatkowa po nieumyślnym zabiciu siostry (chciała zabić ojczyma, który bił je obie i chciał wykorzystać). Ma zostać zlobotomizowana. By poradzić sobie z rzeczywistością i poczuciem winy, ucieka w świat wyobraźni, zamiast zakładu zamkniętego widząc luksusowy klub, w którym ona i inne dziewczyny są damami do towarzystwa... A z przeciwnościami radzi sobie przeżywając symboliczne wizje niesamowitych, komiksowych walk - z robotami, samurajami, nieumarłymi żołnierzami z I Wojny Światowej... Absolutna rewelacja, Snyder znów mnie kupił kompletnie. Wizualnie cukierek, sporo głębi i symboliki (choć z recenzji widzę, że mało kto je dostrzega) i gorzkie zakończenie. Skopał mi dupsko.

Thor
Pierwszy Marvel tego roku. Bóg piorunów w tym uniwersum był mi zawsze raczej obojętny, ale ten filmowy jest fajny, polubiłem gościa. Film to oczywiście  lajtowa rozrywka i sporo smaczków ze świata Domu Pomysłów. Dobry Thor, dobry Loki, dobrze pokazana relacja tychże panów z ojcem (Odynem), przyjemna Natalka Portman. Bardzo udana Valhalla. Przygoda, humor, machanie młotkiem, spuszczanie łomotu wielkiemu golemowi z Asgardu, te sprawy. Wisienką na torcie, przynajmniej dla mnie, było cameo Hawkeye'a.

Kod nieśmiertelności
To mógł być czarny koń tego roku wśród filmów sci-fi, ale niestety położyły go dziury w fabule i logice. Sama koncepcja wyjściowa bardzo jest interesująca... Główny bohater dostaje zadanie znalezienia człowieka, który podłożył bombę w pociągu. Bomba już wybuchła, a protagonistę wrzuca się w symulację, przedstawiającą ostatnie osiem minut w pociągu przed wybuchem. Ma osiem minut na znalezienie sprawcy, a jak nie da rady, to wrzucają go z powrotem... I tak do skutku. Reszty nie zdradzę, ale powiem, że twisty fabularne są, i to nawet szokujące. Ciekawy film, nie żałuję, że poszedłem, ale dziury sprawiają, że daleko mu do doskonałości.

Ksiądz
Ekranizacja znanej i w Polsce manghy, postapokaliptyczna opowieść o zakonie, będącym przedłużeniem dzisiejszego kościoła chrześcijańskiego. Duchowni z tego zakonu prowadzą walkę z wampirami, które pojawiły się w którymś momencie na ziemi i niemal rozpieprzyły rasę ludzką. Główny bohater to kapłan, który zignorował polecenie przełożonych i udał się na pustkowie, by pomóc rodzinie brata, zaatakowanej przez wąpierze na swej farmie. Akcja, post-apo z westernowym smaczkiem, mocarny klimat i naprawdę dzikie, nieludzkie wampiry. Fajny film, choć płytki jak cholera. No i to polskie tłumaczenie tytułu...

Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach
Czwarta część może i jest nakręcona nieco na siłę i dla kasy, ale udała się wybornie. Jest lepsza od części poprzedniej, tyle mogę powiedzieć. Sparrow i Barbossa bombowi jak zawsze, dołącza do nich Ian McShane (Al Swearengen z Deadwood) jako Czarnobrody i już jest zajebiście. Jedynie Penelope Cruz jest mocno nijaka. Akcja, humor, przygoda, tylko dużej bitwy morskiej trochę brakuje, ale wynagradza to scena polowania na syreny, wg mnie rewelacyjna. Ogólnie przefajny film, polecam.

X-Men: First Class
Bardzo dobry film, ale nie tak genialny, jak uważa wielu ludzi. Przede wszystkim jest to popis jednego aktora, tj. Fassbendera, który kradnie cały film. I to zarówno aktorsko, jak pod względem widowiskowości użytych mocy. Reszta nie ma do niego startu. Całościowo w filmie muszę pochwalić relacje między bohaterami, zwłaszcza Xavier-Magneto, ale nie tylko. Czepiam się za to dziwnie dobranej ekipy mutantów (w komiksach z różnych niemal epok pochodzą), momentami słabych efektów (pojedynek Banshee vs. Angel na przykład) i niekonsekwencji w stosunku do poprzednich filmów o X-Men.

Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie
Bombowy film, najlepsza ekranizacja Marvela w minionym roku. Steve Rogers pokazany bezbłędnie, cały rozwój od wymoczka do superżołnierza, etap występów propagandowych, wszystko jak trzeba. Klimat retro rewelacyjny, całość ma zadziwiająco wiele elementów Kina Nowej Przygody, takiego oldskulowego.  Hydra fajna, tylko ich technologia nieco przegięta, jak na lata 40-te (nawet biorąc pod uwagę udział Cosmic Cube). Smaczki z uniwersum w ilościach pokaźnych. Dla fanów - must see.

Conan Barbarzyńca
Nierówny film, ale daleki jestem od stwierdzenia, że kompletnie do dupy. Przede wszystkim Momoa jako Conan jest fantastyczny, to jest najlepszy ekranowy Cymmeryjczyk ever! I mówię to jako fan wersji z Arnoldem. Po prostu ten nowy Conan jest o wiele bliższy wersji z kart opowiadań Howarda. Poza tym prościutka, komiksowa fabuła (to nie wada), w trzy dupy walk, piękne kobiety, trochę magii, cudowna scenografia. Niestety film ciągną w dół skróty fabularne, głupotki i niewykorzystany potencjał niektórych wątków (specyficzna relacja między głównym złym a jego córką na przykład, szkoda, że nie rozbudowana). Ale fajnie się ogląda i źle nie jest.

Kowboje i Obcy
Kolejna inwazja z kosmosu, ale tym razem w realiach dzikiego zachodu! Na to czekałem, lubię takie połączenia. Nie czytałem komiksu, na podstawie którego powstał film, ale zdaje się, że ma mało wspólnego z ekranizacją. A ta  jest całkiem udana: dobre postacie Craiga i Forda (niejednoznaczne, dowiadujemy się w trakcie dużo o ich przeszłości), niezła reszta. Obcy wzbudzają respekt i wydaje się, że ludzie nie mają z nimi szans. Akcji sporo, klimat perfekcyjny (dbałość o detale epoki), parę interesujących relacji psychologicznych, dobre efekty. Całości czegoś jakby brakuje, ale ogólnie fajny i w miarę oryginalny tytuł.

Colombiana
Na film trafiłem prawie przypadkiem i jakże się cieszę, że tak się stało! Rewelacyjne kino sensacyjne z dużą domieszką dramatu. Bohaterka jest córką szychy w kartelu narkotykowym, jej rodziców jednak rozwalają na jej oczach "partnerzy w interesach" jej ojca. I to gdy była małą dziewczynką. Ucieka, dorasta i uczy się zabijania, stając się znakomitą płatną zabójczynią... Ale cały czas myśli o zemście na mordercach rodziców. Scenariusz Bessona, film ma elementy zarówno Nikity, jak i Leona, plus latynoskie klimaty Kolumbii. Trochę autoplagiat, ale film jest świetny, trzyma w napięciu i ma bardzo gorzką wymowę a propos poświęcania całego swojego życia zemście.

Elita zabójców
Typowy film sensacyjny, acz po prostu dobrze zrobiony. Tym co go wyróżnia jest pierwsze ekranowe spotkanie dwóch aktorów, na widok których mam mokro: Jasona Stathama i Clive'a Owena. Wisienką na torcie jest Bob de Niro, który mimo wieku daje radę i nawet w paru momentach całkiem wymiata. Tych trzech panów, wspomaganych mocno przez Dominica Purcella, niesie właściwie cały film. Jest ostro, leją się, strzelają, ścigają itp. Rzecz dzieje się w latach 80-tych, ale niestety nie bardzo się to odczuwa, poza brykami kompletnie nie czuć klimatu tej dekady. Fabuła jest dobra, są twisty, gierki między mocodawcami a zabójcami, mieszają się w to wywiady... Dobre męskie kino.

Przygody Tintina
Recenzja tutaj. Krótko: rewelacyjna ekranizacja komiksów Herge'a, technicznie cudeńko, aktorzy podkładający głosy bardzo dali radę. Spielberg po raz kolejny pokazał, że potrafi kręcić oldskulowe filmy przygodowe. Rzecz powstała we współpracy dwóch magików kina, tj. Spielberga właśnie i Petera Jacksona, i muszę przyznać, że nikt inny chyba lepiej by tego nie zekranizował. Czekam na sequele.

Immortals: Bogowie i Herosi
Recenzja tutaj. Krótko: rozczarowanie roku. Liczyłem na klon 300, tak samo stylizowany i pełen niesamowitych walk oraz pokręconych postaci. Cóż, stylizację dostałem, ze dwie pokręcone postacie też, ale... Walk jest mało, całość jest jakaś niedorobiona i brakuje jej jaj, bogowie olimpijscy oraz Tytani to straszne popierdółki (grzech niewybaczalny!), Łuk Epirusa pojawia się łącznie może na półtorej minuty, kostiumy są idiotyczne... Szkoda czasu i nerwów, choć wiem też, że film wielu ludziom podszedł. Mnie ni cholery.

Coś
Recenzja tutaj. Krótko: bardzo dobry prequel kultowego horroru sci-fi Johna Carpentera z 1982 roku. Fabularnie mocno podobny, ale tego się w sumie nie dało uniknąć. Film opowiada wydarzenia mające miejsce w norweskiej bazie na Antarktydzie, czyli odkrycie obcego pojazdu, leżącego od stuleci pod lodem, a także obcej formy życia. Ta ostatnia oczywiście ożywa, a jako że umie imitować każdą żywą istotę, której dotknie, i asymilować ją, ludzie mają przejebane. Końcówka bezpośrednio nawiązuje do pierwowzoru sprzed niemal 30 lat. Niezły, klimatyczny film.


Filmy, na które w końcu nie poszedłem, choć planowałem:
Green Hornet, Skyline, Green Lantern, Trzej Muszkieterowie (żałuję!), Contagion – Epidemia strachu, Wyścig z czasem.

W najbliższym czasie spodziewajcie się wpisu o filmach oczekiwanych przeze mnie w roku 2012. Stay tuned.

7 komentarzy:

  1. Dobrze, że się nie zabraliśmy za tworzenie rankingu. Mogłoby być ciężko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko osiemnaście razy? Proszę Cię.. :P

    Chyba najwyższa pora abym ruszył swoje dupsko i też coś napisał, chociaż nie chce mi się wymieniać i opisywać wszystkiego co widziałem, ale może jakieś podsumowanie filmowo-muzyczne mógłbym napisać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mam zamiar nadrobić braki filmowe z 2011 wiec zestawienie się przyda :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaya - ja już się w rankingi nie bawię, nie mam zdrowia do tego :)
    Ogór - rób, rób podsumowanie. Jestem ciekaw, co za opinie się kotłują w tej głowie :)
    Otas - no coś mało razy byliśmy razem w kinie w 2011. W zasadzie raz. Ale za to na najlepszym chyba filmie :) Nadrabiaj :)

    OdpowiedzUsuń
  5. młode, półnagie niunie.. goniące z katanami i gunami ... gdybyś inny film wybrał za naj.. to uznałbym, że poziom testosteronu ci się obniżył i masz już andropauze :P:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie widziałeś "Skyline" i "Green Lantern"? Twoje życie musi być takie beztroskie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ano, nie poszedłem do kina głównie przez kijowe opinie w obu przypadkach :)

    OdpowiedzUsuń