czwartek, 1 marca 2012

Internetowe krytykanctwo vs. "Skyline"

Od pewnego czasu kurwica mnie bierze, gdy widzę jak niesamowicie rozbuchała się tendencja do krytykowania w internecie czego popadnie. To znaczy ok, jeśli coś jest złe, to jeździjcie po tym jak po burej kobyle, sam to robię. Ale filmy (bo mówię tu głównie o filmach tym razem) całkiem dobre w moim odczuciu też są mieszane z błotem! Czyli albo mam naprawdę chujowy gust (niektórzy z pewnością by się zgodzili) i podobają mi się byle gówna, albo z ludźmi ostatnio jest coś nie tak.

Jasne, nigdy nie ukrywałem, że w miarę łatwo mnie zadowolić. Lubię kicz, lubię kino klasy B (i niżej). Potrafię wyciągnąć sporo radochy z oglądania tzw. złych filmów, zwłaszcza jeśli robię to w towarzystwie i z piwem w ręku. Tandetne horrory, slashery, zombie-movies, serie ciągnące się ponad wszelkie normy przyzwoitości? Chętnie. Przygłupawe kino akcji z lat 80-tych i pierwszej połowy 90-tych? Uwielbiam. Więc być może nie jestem najlepszą osobą, by wypowiadać się na temat nadmiernego krytykanctwa. Ale z drugiej strony potrafię odróżnić dobry film od złego, potrafię być obiektywny - jeśli coś jest totalnym kiczem najeżonym idiotyzmami, a mimo to (albo właśnie dlatego!) mi się podoba, to przyznaję to otwarcie. I oglądam też filmy ambitne, dobry dramat nie jest zły.

W ogóle zauważcie, jak bardzo zmieniły się standardy przez ostatnie 20 lat. W kinie akcji na przykład jest to niesamowicie widoczne: kiedyś ludziskom wystarczyło, że po ekranie szalał Stallone czy Seagal, grający niesubordynowanego glinę czy jakiegoś mściciela, i rozpierdalał wszystkich złych gości. Kule się go nie imały, fabuła roiła się od dziur, aktorstwo leżało... Ale wszyscy byli zachwyceni. A potem, w drugiej połowie 90's coś się zmieniło i od tego czasu nie dostajemy już w kinie akcji napakowanych testosteronem mięśniaków, tylko wymoczków w modnych ciuchach, którzy planują, kombinują i miewają dylematy moralne (Neo, Ethan Hunt, Jason Bourne). Wszystko jest czystsze, ładniejsze, bardziej przemyślane. Niby to dobrze, nie? Standardy się podniosły. Postęp. Ale czegoś, cholera, brakuje.

Ale standardy standardami, a dzisiejsza widownia jakoś tak niespodziewanie wyrosła na snobistycznych krytyków X Muzy. Nagle każdy chce być pieprzonym Rogerem Ebertem. Wszyscy się znają na filmowej robocie i wszędzie wietrzą gówno. Ano tak. Tendencja jest taka, że jeśli coś jest filmem komercyjnym, rozrywkowym, zrobionym po to, by widz w kinie nacieszył się akcją i efektami specjalnymi, to z automatu musi to być film gówniany. I takie też oceny dostaje. A mamy takie czasy, że a) recenzję może napisać dziś byle głąb, bo mamy internet i istnieją blogi, pół- i ćwierć-profesjonalne portale i każdy może się uzewnętrznić, oraz b) istnieją miejsca, gdzie dziesiątki recenzji z sieci zbiera się do kupy i liczy średnią punktową z tych wszystkich ocen różnych ludzi (Rotten Tomatoes, Metacritic). Rezultat powyższych zjawisk to niesamowicie niskie oceny dla filmów, które uważam za dobre i bardzo dobre. I nie ma znaczenia, że dany film ma w sobie ambitniejsze elementy, np. symbolikę (Sucker Punch) czy wątki psychologiczne (Colombiana) - publiczność tego nie chce lub nie potrafi dostrzec i klasyfikuje dany tytuł jako prymitywną rąbankę.

I bywa tak, że ja, mając ochotę iść na jakiś film do kina, jednak rezygnuję z tego planu, bo recenzje były nieprzychylne. I czasem okazuje się, że był to z mojej strony duży błąd - obejrzę taki film później na małym ekranie i stwierdzam, że film jest zajebisty i należało mieć w dupie wszystkie krytyczne opinie. Zawsze wtedy jestem na siebie zły. Ostatnim takim przypadkiem był Skyline. Przypadek ten ruszył mnie na tyle, że powstał niniejszy wpis.

© Relativity Media / Universal Pictures 2011
Na Skyline wybieraliśmy się z Jayą do kina, jakoś w styczniu 2011. Ale zewsząd sypnęły się słabe recki, znajomi, którzy obejrzeli film, też jechali po nim,  i koniec końców olaliśmy ten tytuł. Potem przez cały rok od czasu do czasu Skyline wypływał tu i tam jako przykład totalnego szajsu, nawet Stridzio coś nań marudził pod moim kinowym podsumowaniem minionego roku. Wbiłem więc sobie do głowy, że musi to być bardzo denne dzieło. Aż tu znienacka widzimy je na liście nowości w dziale VOD Dialogu. No to trza to w końcu obejrzeć, nie? Szykujemy piwo, chrupki i odpalamy. Po czym doznajemy zajebistego szoku.

Ja naprawdę nie wiem, dlaczego cały świat dopierdolił się do tego filmu. Serio, może jedna recenzja na dziesięć mówi o nim coś pozytywnego. A według mnie to jest bardzo dobry film z genialnym zakończeniem. Owszem, nie jest to żaden przełom, arcydzieło ani pretendent do filmu roku. Ot, po prostu s-f z inwazją obcych jako głównym motywem. Poprawnie zrealizowany, poprawnie zagrany - poziom średni, ale też nic, za co możnaby go jakoś specjalnie zgnoić. Natomiast ma też parę mocnych punktów, które zdecydowanie wyróżniają go z tłumu podobnych filmideł. Raz, że wszystko co tu widzimy, znamy tylko i wyłącznie z przeżyć głównych bohaterów, pętających się po jednym budynku - nie znamy skali inwazji, nie wiemy co się dzieje w innych miastach, nie mówiąc o innych krajach. Fajne niedopowiedzenie i pewna kameralność, które ustawiają widza blisko bohaterów. Dwa, w filmie kompletnie brak jakiegokolwiek patosu, jest wręcz przeciwieństwem Dnia Niepodległości. Żadnych zwycięstw, żadnych dzielnych amerykańskich żołnierzy; przeciwnie, ludzie dostają równo po dupie, a marines, kiedy już się pojawiają... kończą jak cała reszta. I w końcu trzy, czyli wspomniane genialne zakończenie. Totalnie niehollywoodzkie, ponure, dołujące, nie pozostawiające w zasadzie żadnej nadziei. Coś wspaniałego. To jest dziś taka rzadkość w tego typu kinie fantastycznym, że z zaskoczenia szczęka mi opadła. Będę ten film długo pamiętał właśnie z powodu tej końcówki. BTW, strona wizualna, bardzo udana moim zdaniem (rewelacyjny design obcych!) też w pozytywnym odbiorze nie przeszkadza.

Ale Skyline został zmieszany z błotem. Może to przez tę ciężką do strawienia końcówkę, może przez bohaterów, których nie zawsze da się lubić (choć moim zdaniem są realistycznie przedstawieni, to plus). Nie wiem. Nieistotne. Dla mnie to jest dobry film, zdecydowanie wart obejrzenia i poleciłbym go każdemu fanowi fantastyki. W tej chwili bardzo żałuję, że nie zobaczyłem go w kinie, ale cóż. W każdym razie po tym incydencie obiecałem sobie, że negatywnym opiniom już wierzyć nie będę, jeśli dany tytuł będzie się wg mnie zapowiadał obiecująco. Obejrzę i sam sobie wyrobię opinię. And fuck the haters.

Wypadałoby zakończyć ten rant jakąś konstruktywną myślą, ale w sumie nic nie przychodzi mi do głowy. Wszystko chyba powiedziałem wyżej. Mogę jedynie wyrazić ubolewanie, że przez krytykanctwo i "wysokie wymagania" obecnej publiki wiele fajnych filmów może zostać zjechanych i zrobić klapę. Albo w ogóle nie powstać. Smutne. Tak jakby dzisiejsi odbiorcy nie umieli się już wyluzować i dobrze bawić przy czymś mało ambitnym, zamiast tego wymagając nie wiadomo czego. Na szczęście są też jednak tacy, którzy myślą trochę innymi kategoriami i im dedykuję ten wpis. Czerpmy z filmów radochę, orajt?

4 komentarze:

  1. Ojojojojojoj... No dla mnie "Skyline" był straszliwie chujowy nawet mimo tego, że nie nastawiałem się na "wybitne" dzieło lecz na prostą rozrywkę. Dlaczego mi się nie podobał? Chyba głównie przez wkurzającą obsadę. No ale nie o tym chciałem bo o tym już kiedyś, gdzieś pisałem. Bardziej chciałbym skomentować problem "krytykanctwa". Cóż, internet to świat hejtingu szeroko pojętego i nie jest to nic nowego. Moim zdaniem problem leży gdzie indziej. Hejtuj sobie co chcesz, bluzgaj co tylko chcesz ale zawsze przyjmuj do wiadomości, że komuś to się może podobać i nie ma w tym nic złego. Czy się do tego stosuję? Staram się ale chyba nieczęsto mi wychodzi :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko żebyś mi tej wzmianki o Tobie nie wziął za jakiś atak czy wezwanie do tablicy :) Nie o to chodzi. Chciałem podkreślić, że po prostu everyone and their dog jechali swego czasu po Skyline.
      Co do hejtingu w internecie... Wiadomo. Wracam właśnie z Bastionu, a tam GROM zbluzgał Avengers i sam wiesz :D

      Usuń
    2. Spokojnie, nie odebrałem tego tak :P
      A co do Bastionu... No cóż, taka specyfika :D

      Usuń
  2. http://sightedness.blox.pl/2012/05/Inwazja-na-kameralnie.html

    OdpowiedzUsuń