"Iron Sky" (Iron Sky) (2012)
Reżyseria: Timo Vuorensola
Scenariusz: Michael Kalesniko, Timo Vuorensola
Obsada: Julia Dietze, Christopher Kirby, Götz Otto, Peta Sergeant, Stephanie Paul, Udo Kier
© Energia Productions / Walt Disney Studios 2012 |
Czekałem na ten film kilka lat, pełen podziwu nad możliwościami współczesnej sceny indie. Ta niezależna produkcja rodem z Finlandii, współfinansowana przez fanów z całego świata (głównie Niemcy, Australia oraz ofkors Finlandia) pokazuje, że nawet niewielkimi środkami da się nakręcić całkiem duży film, z niezłymi aktorami, świetnymi kostiumami i efektami specjalnymi itd. I bardzo dobrze, niech takie dzieła powstają, niech publiczność je wspiera finansowo, jeśli warto, bo jakaś alternatywa dla hollywoodzkiej papki niewątpliwie się przyda. (Ja tę papkę też lubię, ale odskocznia jest dobra).
Jeśli jeszcze ktoś nie wie, Iron Sky jest oparty na genialnym w swej prostocie pomyśle, zgodnie z którym w 1945 roku naziole nie tyle przestali istnieć, co zwiali w kosmos, a konkretnie na księżyc. Tam, po ciemnej stronie, założyli sobie kolejną Rzeszę i pompują fundusze w zbrojenia i rozwój technologiczny, by w glorii i chwale wrócić na Ziemię i ją podbić w imię ideałów Hitlera. Mamy czasy współczesne i owi księżycowi hitlerowcy mają nowego Fuhrera, cały aparat militarny rodem z II Wojny Światowej i uczą małe niemieckie dzieci pronazistowskiej propagandy. Film opowiada o ich pierwszej inwazji na macierzysty glob...
Rzecz jasna temat jest, jak można wnioskować z samej fabuły, potraktowany z przymrużeniem oka. I niby z jednej strony Iron Sky to rzeczywiście komedia, z humorem bardzo rozmaitych lotów zresztą, ale z drugiej... Cóż, mamy tu też pastisz kina wojennego, a nawet prześliczną bitwę kosmiczną, ale ten film to przede wszystkim satyra. Nie wynikało to z pierwszych zwiastunów, nie wynikało nawet z tych najnowszych, ale w pierwszej kolejności mamy tu bardzo ostrą i momentami gorzką satyrę na Amerykę oraz współczesną politykę światową i raczej smutne spostrzeżenia co do ludzkiej natury w ogóle. I to jest, moim zdaniem, największa wartość tego dzieła, choć ewidentnie nie wszyscy ją dostrzegają (na seansie miałem ludzi, którzy potraktowali całość jako komedyjkę po prostu). Drugą wartą uwagi rzeczą jest oprawa wizualna, niesamowita jak na dostępne twórcom środki, mogąca konkurować z hollywoodzką w wielu aspektach. Reszta, to jest aktorstwo, humor czy pomysły jest raz lepsza, raz gorsza, ale efekt końcowy naprawdę warto zobaczyć. I przemyśleć. Polecam ostatnią scenę z kamerą oddalającą się od Ziemi...
Jeśli jeszcze ktoś nie wie, Iron Sky jest oparty na genialnym w swej prostocie pomyśle, zgodnie z którym w 1945 roku naziole nie tyle przestali istnieć, co zwiali w kosmos, a konkretnie na księżyc. Tam, po ciemnej stronie, założyli sobie kolejną Rzeszę i pompują fundusze w zbrojenia i rozwój technologiczny, by w glorii i chwale wrócić na Ziemię i ją podbić w imię ideałów Hitlera. Mamy czasy współczesne i owi księżycowi hitlerowcy mają nowego Fuhrera, cały aparat militarny rodem z II Wojny Światowej i uczą małe niemieckie dzieci pronazistowskiej propagandy. Film opowiada o ich pierwszej inwazji na macierzysty glob...
Rzecz jasna temat jest, jak można wnioskować z samej fabuły, potraktowany z przymrużeniem oka. I niby z jednej strony Iron Sky to rzeczywiście komedia, z humorem bardzo rozmaitych lotów zresztą, ale z drugiej... Cóż, mamy tu też pastisz kina wojennego, a nawet prześliczną bitwę kosmiczną, ale ten film to przede wszystkim satyra. Nie wynikało to z pierwszych zwiastunów, nie wynikało nawet z tych najnowszych, ale w pierwszej kolejności mamy tu bardzo ostrą i momentami gorzką satyrę na Amerykę oraz współczesną politykę światową i raczej smutne spostrzeżenia co do ludzkiej natury w ogóle. I to jest, moim zdaniem, największa wartość tego dzieła, choć ewidentnie nie wszyscy ją dostrzegają (na seansie miałem ludzi, którzy potraktowali całość jako komedyjkę po prostu). Drugą wartą uwagi rzeczą jest oprawa wizualna, niesamowita jak na dostępne twórcom środki, mogąca konkurować z hollywoodzką w wielu aspektach. Reszta, to jest aktorstwo, humor czy pomysły jest raz lepsza, raz gorsza, ale efekt końcowy naprawdę warto zobaczyć. I przemyśleć. Polecam ostatnią scenę z kamerą oddalającą się od Ziemi...
Ha Gufi, czekałem aż coś o tym filmie napiszesz!
OdpowiedzUsuńJako satyra jest znakomity. Jak się weźmie pod uwagę, że to produkcja pozaholyłódzka to pozostaje pogratulować twórcom - w kategorii pastiszu sf najlepszy film od lat. Chyba ostatnio się tak śmiałem na Marsjanie atakują.
Trwało to trochę, w kinie byłem w maju, a recka dopiero teraz, zaległości sobie porobiłem. Ale nic to!
UsuńA film świetny, acz niedoceniany chyba, szkoda...