wtorek, 15 listopada 2011

FILM: "Dune Warriors" / "Wojownicy z wydm"

"Dune Warriors" (Wojownicy z wydm) (1990)
Reżyseria: Cirio H. Santiago
Scenariusz: Thomas McKelvey Cleaver
Obsada: David Carradine, Rick Hill, Luke Askew, Jillian McWhirter

Ostatnio na bazie manii post-apo oglądam sobie różne stare filmy klasy B i C z tego gatunku. Nie wykluczam, że wszystkie zrecenzuję, cholera wie. Na razie napiszę o pierwszym, który ogarnąłem, czyli Dune Warriors z 1990 roku. Wyreżyserował toto kultowy swego czasu reżyser kina klasy C, Cirio H. Santiago, a główna rola to sam David Carradine.

Możecie mi wierzyć, że te okładki, choć zajebiste...

Film jest typowym produkcyjniakiem skierowanym na rynek video – jest tani jak cholera, kijowo zagrany, a fabuła składa się w całości z klisz widzianych sto razy w setce innych filmów. Rzecz w tym, że powyższe cechy nie przeszkadzają mi ani trochę, lubię takie kino kiedy się odpowiednio nastawię (w czym wydatnie pomaga parę piw), więc przeczucia po obejrzeniu trailera (jest poniżej) miałem dobre. No i specjalnie się nie zawiodłem.

Fabuła to standard post-apo, wszędzie pustynia, ludzie się gnieżdżą w małych osadach, woda jest na wagę złota, po drogach grasują grasanci. Mamy bandę tych ostatnich, która pod wodzą niejakiego Williama jeździ gdzie popadnie i plądruje, zabija, pali itd. Chcą położyć łapę na pewnej wiosce, niezwykle bogatej w wodę. W paradę wchodzi im tzw. tajemniczy wędrowiec (Carradine) wraz z grupką zawadiaków, których zwerbowała na pomoc jedna z mieszkanek wioski. No i zgadnijcie co dalej, generalnie Siedmiu samurajów spotyka Siedmiu wspaniałych :D

Technologicznie też standard, acz z dziwnym twistem: w użyciu jest równocześnie broń palna (używana dość powszechnie, rzadkością to ona nie jest) i stalowe miecze. Poza tym bardzo liczne samochody i motocykle, najwyraźniej paliwa nie brakuje za bardzo nikomu. Brakuje za to, jak już wspominałem, wody.

...nie mają z filmem kompletnie nic wspólnego. Poza mistrzem Carradinem.

No i jak się toto prezentuje? Well, przystępując do oglądania nie miejcie lepiej wysokich wymagań. Jak napisałem wyżej, film jest tani, co w tym wypadku rzuca się w oczy właściwie w każdym aspekcie: kostiumy są denne (ten Carradine’a to już w ogóle mistrzostwo), lokacji jest raptem trzy-cztery (z czego jedna to pustynia), aktorstwo leży i kwiczy, klisza goni kliszę itd. Najgorsza jest chyba muzyka, na którą składa się jakieś nieklimatyczne plumkanie bez polotu. Ogólnie całość jest mocno niedorobiona.

Ale i tak ogląda się to fajnie, byle się odpowiednio nastawić. Film jest dobry do polewki oraz jak ktoś szuka akurat głupawej, odmóżdżającej rozrywki. W dodatku owo dziełko jest raczej krótkie (77 minut), więc nie będzie trudno wysiedzieć. No i w sumie momentami masta Carradine rusza się naprawdę ładnie, kiedy tak macha tym swoim mieczem. Serio. Jak na jego lata to niczego sobie. A główny czarny charakter też daje radę, tzn. jest tak zajebiście kiczowaty, że aż przefajny.

Jak ktoś lubi te tanie filmy post-apo z lat 80-tych i pierwszej połowy 90-tych, to powinien się jako tako bawić, choć nawet wśród tychże są o wiele lepsze filmy (Krew bohaterów, Stalowy świt czy American Cyborg – Steel Warrior chociażby). Olanie tego tytułu to zdecydowanie nie jest jakaś wielka strata, ale jak ktoś się zaprawi nieco browarem, to może obadać.

3/10

2 komentarze:

  1. Tak, jeden z baaardzo wielu :) Ale ja akurat uwielbiam ten rodzaj filmów, pewnie pojawi się więcej. Obok poważnych tytułów, oczywiście :P

    OdpowiedzUsuń