wtorek, 22 listopada 2011

FILM: "Przygody Tintina"

"Przygody Tintina" (The Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn) (2011)
Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Steven Moffat, Edgar Wright,  Joe Cornish
Obsada (głosy): Jamie Bell, Andy Serkis, Simon Pegg, Nick Frost, Daniel Craig

© Columbia Pictures 2011


Czekałem, czekałem i się doczekałem. Steven Spielberg i Peter Jackson zekranizowali Tintina, jeden z najwspanialszych komiksów przygodowych świata. Czy to się mogło nie udać? Niewątpliwie, ale nie będę Was trzymał w napięciu i od razu powiem, że się udało.

Tintin to frankofoński komiks młodzieżowy o niesamowicie długiej tradycji, pierwsze przygody powstały bodaj jeszcze w latach 30-tych XX w. Jego autorem był nieżyjący już Herge, rysownik słynący z tzw. ligne claire, czyli czystej kreski (nie ma przeładowania kreską w jego pracach, detali jest mało, wszystko bardzo przejrzyste). To jeden z najsłynniejszych komiksów świata, na stałe zapisał się w popkulturze i w ogóle klękajcie narody. Duża rzecz. W Polsce wydaje go Egmont, przy czym kiedyś wydali kilka albumów pojedynczo, a teraz jadą z wydaniami zbiorczymi, po trzy albumy w jednym w zmniejszonym formacie.

Bohater serii to bardzo młodo wyglądający reporter, który pakuje się regularnie w rozmaite kabały na całym świecie. Wspomaga go dzielna ekipa w postaci teriera Milusia, zapijaczonego kapitana Baryłki i dwóch dupowatych detektywów Tajniaka i Jawniaka (jest też jakiś profesor, ale nie we wszystkich częściach). Tintin to przede wszystkim przygoda, trochę akcji i tajemnicy, egzotyczne lokacje, czasem wątek kryminalny. Good stuff.

No i Spielberg z Jacksonem zrobili z tego film. Nie żeby pierwszy; Tintin miał już ze dwie ekranizacje aktorskie we Francji (stare, z lat 60-tych), kilka długometrażowych filmów animowanych i co najmniej jeden animowany serial (w animacji zresztą pierwszy raz się z tym bohaterem zetknąłem, jakoś na początku 90-tych na niemieckiej kablówce). Ale jest to pierwsza tak wypasiona adaptacja tegoż komiksu, z wykurwistym budżetem, nazwiskami gwiazd i topową technologią animacji komputerowej. Fajnie, że to powstało, bo pewnie Tintin trochę wróci do ogólnej świadomości (choć zapomniany to ten komiks raczej nie jest).

© Columbia Pictures 2011


Scenariusz powstał na bazie dwóch albumów: Krab o złotych szczypcach i Tajemnica jednorożca. Z tych dwóch czytałem wcześniej tylko ten pierwszy, ale nawet to wystarczy, by pochwalić sposób, w jaki scenarzyści spletli wątki z tych dwóch komiksów. Wyszło naprawdę dobrze, spójnie i przekonująco. Mamy tu historię zapoczątkowaną kupnem pięknego modelu okrętu przez Tintina; zaraz po zakupie okazuje się, że owym cackiem interesuje się cała masa ludzi. W modelu jest bowiem ukryta wskazówka dotycząca ukrytego skarbu rodziny Baryłków (kiedyś DeBarilca), ale żeby się do niego dobrać, trzeba mieć jeszcze dwie pozostałe części wskazówek... Bo istnieją trzy modele okrętów. Tintin, idąc tropem pozostałych statków i skarbu, trafia do starej szlacheckiej posiadłości, na ormiańską łajbę, na Saharę, do jakiegoś małego afrykańskiego państewka... Pływa szalupą, lata samolotem, strzela i daje po mordzie. Full wypas opowieść przygodowa, nawet jeśli kapkę młodzieżowa.

Nastrój serii został oddany wręcz fenomenalnie. Komiksy są stare i ten klimat retro oddano i w filmie (na oko tak lata 40-te lub 50-te). Wszystkie znane postacie zachowują się dokładnie tak jak trzeba, tzn. Tintin jest ciekawski, skupiony i się nie poddaje, Baryłka jest totalnym zachlajryjem (bałem się czy ten element tej postaci – kluczowy, jakby nie patrzeć – nie ulegnie ocenzurowaniu, ale na szczęście nie) i ma ciągłe alkoholowe zmiany nastrojów, Tajniak i Jawniak  to takie pierdoły, że inspektor Clouseau byłby dumny. Może z Milusiem krzynkę przesadzili, bo on był strasznie twardy (Jaya stwierdziła, że niezły z niego komandos), choć w komiksie też w sumie sporo robił. Ogólnie jestem bardzo zadowolony.

Na osobny akapit zasługuje strona techniczna. A ta jest niesamowita, momentami człowiek ledwie wierzy, że ogląda animację 3D (jest takie ujęcie obozu brytolskiego wojska tuż po przejściu przez pustynię – myślałem, że widzę prawdziwą scenografię i żywych aktorów). Jest to piękne, animacja na poziomie nieco wyższym niż Beowulf sprzed paru lat, tylko stylizowane twarze bohaterów nadają całości bardziej kreskówkowy szlif. No i jest kilka naprawdę fikuśnych przejść między ujęciami, zwłaszcza w opowieści Baryłki, snującym wizję zatopienia „Jednorożca” (przemiana pustynnych wydm w fale oceanu, przebijający się przez nie okręt, niesamowicie zmontowana scena szaleństw kapitana w lazarecie wojskowego obozu, gdy dopowiada ciąg dalszy). Poza tym wspaniała scena bitwy morskiej (Spielberg chyba ma ochotę na film o piratach, wziąłby zekranizował ostatnią powieść Crichtona i wszyscy byliby szczęśliwi) oraz jeszcze sekwencja pościgu za sokołem, który zajumał karteczki ze wskazówkami dotyczącymi miejsca położenia skarbu (bardzo długa, perfekcyjnie rozpisana – uczestniczyły w niej samochód, motorek z przyczepką, czołg, bazooka i kilka gunów. No i Miluś). Ta ostatnia to bez ściemy jedna z najlepszych technicznie scen, jakie w życiu widziałem.

© Columbia Pictures 2011


Co poza tym? Aktorzy dobrani dobrze: Jamie Bell jako Tintin brzmi w sam raz, w końcu ma młody głos; Andy Serkis baaardzo dał radę jako Baryłka, ale nie od dziś wiadomo, co on potrafi zrobić z głosem; Tajniak i Jawniak to moi ukochani Simon Pegg i Nick Frost (Shaun of the Dead, Ostre Psy) i sprawdzili się rewelacyjnie; w końcu Daniel Craig jako główny szwarccharakter Sacharine był wporzo. Muzyka to ofkors John Williams, który znów miał okazję pójść trochę w retro i w sumie się spisał, choć większa część tej muzy nie pozostała w mojej pamięci, kojarzę głównie jazzik z czołówki.

Wady? Właściwie nie ma. Serio. Na upartego mógłbym się przyczepić do jednej sceny, a mianowicie kiedy Baryłka ma delirkę i na rauszu rozpala ognisko w środku szalupy, którą płynął z Tintinem. Otóż czyn ten nie miał moim zdaniem należytego wprowadzenia, nie widzieliśmy halunów, których kapitan doświadczał w tym miejscu w komiksie. W rezultacie podpalenie łodzi pojawia się trochę z dupy, a i zaraz potem Baryłka nie wygląda wcale na upitego aż do tego stopnia, by coś takiego zrobić. Poza tym 3D w tym filmie to po raz kolejny ściema, ale to nic, i tak warto dać tę kasę. Jakby tak wszystkie filmy miały tylko takie problemy...

Podsumowując, film znakomity. Oldskulowa przygoda (niektórzy mówią, że Spielberg tym filmem zrehabilitował się za czwartego Indianę, ale ja tak na to nie patrzę) i naprawdę świetna ekranizacja komiksu Herge’a. W ogóle wychodzi mi, że to najlepsza ekranizacja komiksu w tym roku, choć Kapitan Ameryka oraz X-Men: First Class też były świetne. Polecam bardzo, zwłaszcza sympatykom komiksowego pierwowzoru i przygotówek retro. Wyszło zajebiście, czekam na sequele.

9,5/10

3 komentarze:

  1. No i postanowione - Trzeba iść do kina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro animowaną wersję zobaczyłeś na niemieckim kanale.. to akurat musiała lecieć na RTL w przerwie między pornusami :P:D:D

    recka fajna :)
    film super :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Idź, Stridziu, idź. Moim zdaniem nie pożałujesz :)

    Mr. Sado? :D I pisze o pornusach... Wypisz-wymaluj taki jeden erotoman z Bestwiny :P

    OdpowiedzUsuń