czwartek, 1 grudnia 2011

FILM: "Immortals. Bogowie i herosi"

"Immortals. Bogowie i herosi" (Immortals) (2011)
Reżyseria: Tarsem Singh
Scenariusz: Charley Parlapanides, Vlas Parlapanides
Obsada: Henry Cavill, Mickey Rourke, Freida Pinto, Stephen Dorff

© Relativity Media / Universal Pictures 2011
Już ponad tydzień temu byłem na tym filmie w kinie, ale wcześniej nie chciało mi się go recenzować. Bo się zawiodłem dość mocno na Immortals – miało być nowe 300, a tymczasem wyszło jakieś nie wiadomo co. Zaprawdę powiadam Wam: Starcie Tytanów było lepszejsze. Nie wspominając o 300, które zjada opisywany tu tytuł bez popity. Jednak opinie o tym dziele są skrajnie różne, ba, jest całkiem sporo pozytywnych. Film też nieźle zarobił. Czyli może to ja mam taki dodupny gust, nie wiem, ale im więcej czasu upływa od seansu, tym mniej mi się Immortals podoba (a przecież już zaraz po obejrzeniu miałem doń masę zastrzeżeń). No to ponarzekajmy sobie.

Ale po kolei. Mamy tu kolejną ekranizację mitologii greckiej, a konkretnie historię Tezeusza. Nie pamiętam za wiele z tego mitu, więc nie określę teraz na ile adaptacja jest wierna, ale leci to mniej więcej tak: przed stuleciami bogowie olimpijscy nakopali do dupy Tytanom i uwięzili ich pod górą Tartar. Dziś  pewien władca Krety, Hyperion, zbiera olbrzymią armię i prowadzi ją pod Tartar, aby tych Tytanów uwolnić i szerzyć chaos i zniszczenie. Równocześnie szuka superbroni, która zaginęła gdzieś na Ziemi podczas ostatniej wojny bogów z Tytanami: łuku Epirusa. Tymczasem w jakiejś wiosce na zadupiu dorasta Tezeusz, młody men, którego walki oraz bycia prawdziwym menem uczy od dziecka pewien tajemniczy staruszek. Staruszek jest tak naprawdę Zeusem (ojej!) i dlatego nasz młodzieniec jest wyszkolony naprawdę kozacko. A tu akurat armia Hyperiona na nich spada, wioska w większości się ewakuuje, ale Tezeuszowi zabijają matkę, a jego samego pakują w niewolę. Oczywiście główny bohater jest wybrańcem,  bla-bla-bla, więc wskazuje go wyrocznia i pomaga mu uciec. No i od tej pory zaczyna się epicki quest naszego ślicznego chłopca: musi odzyskać łuk Epirusa i przeszkodzić paskudnemu Hyperionowi w wypuszczeniu Tytanów na świat.

© Relativity Media / Universal Pictures 2011
Co jest dobre? Cavill jako Tezeusz jest w zasadzie spoko, daje radę jako heros. Bardzo fajny jest Mickey Rourke jako Hyperion, chyba najlepsza postać w filmie, ma charyzmę, power i jaja, jego motywacja jest też w miarę sensowna (choć sztampowa jak cholera), bo się nacierpiał sporo w przeszłości. Cameo Johna Hurta jako Zeusa incognito to przyjemność jak zawsze. Reszta aktorów się nie wybija, ale też nie odrzuca. Pani wyrocznia jest ładniutka. Walki są przez większość czasu dobre, z kilkoma wręcz zajebistymi – w większości mało krwawe, acz nieźle rozpisane choreograficznie; krwawe za to są te z udziałem bogów. Człowiek-byk jest bardzo klimatyczny, akurat on faktycznie przywodzi mi na myśl 300, no i jest ciekawą interpretacją oryginalnego byka z mitu. Poza tym paleta kolorów jest klawa, no i niektóre fragmenty scenografii też mocno dają radę (wioska Tezeusza, mur pod Tartarem). I jeszcze podoba mi się zakończenie: ma fajny klimat i interesującą wymowę. I prawie nikt nie przeżywa.

© Relativity Media / Universal Pictures 2011
A co jest do dupy? Cała reszta. Raz, że film jest jakiś taki nieposkładany, jest dużo skoków między lokacjami, ale człowiek ma mało okazji się tym lokacjom porządnie przyjrzeć, przez co czuje się oderwany od tego wszystkiego. Większość lokacji niestety bije też po oczach sztucznością. Dwa, bogowie olimpijscy są po prostu chujowi! Jest ich tylko sześcioro (gdzie cały panteon?), czyli mamy Zeusa, Atenę, chyba Aresa, Posejdona i jeszcze kogoś tam. Wszyscy są przedstawieni jako istoty młode, czyli nawet Zeus nie jest pokazany jak zazwyczaj, jako dziarski siwy koleś, tylko gość tak po trzydziestce, z wąsikiem (lol!). Reszta jest jeszcze młodsza; nie wyglądają na bogów, nie wzbudzają respektu, zachowują się przez większość czasu jak pizdy. Dopiero w walce pokazują pazury, ale to za mało. W dodatku noszą przezabawne plastikowe zbroje, a to co mają na głowach... Może lepiej pominę te fikuśne elementy stroju litościwym milczeniem (zresztą niektóre inne postacie też mają kostiumy z dupy). Trzy, walki: są dobre, ale za krótkie i jest ich za mało. Ja liczyłem na srogą napierdalankę na modłę 300, a tu takie rozczarowanie. Końcówka jest, owszem, dość napakowana scenami walk, ale w reszcie filmu jest ubogo. Cztery: Tytani. Spodziewałem się kolesi minimum pięciometrowych, na widok których można się zesrać ze strachu, a dostałem żałosnych Zulusów wielkości normalnego człowieka (WTF?), którzy jeszcze połowę czasu spędzali przygarbieni, bądź popylali na czworakach. Owszem, byli groźni, ale nie w ten sposób, na jaki liczyłem. Pięć, momentami tej historii po prostu brakowało jaj. Przykład: tuż po połowie filmu Tezeusz traci ów super-łuk. Na razie zdążył go użyć tylko raz, więc myślę sobie: „w trzech-czwartych filmu nasz bohater odzyska łuk i zacznie napierdzielać aż będzie furczało”. I co? I nic. Ten cienias łuku nie odzyskuje i już więcej go nie używa. Lamersko na maksa. Sześć: jak na opowieść o starożytnej Grecji to tam prawie nic (mówię o zbrojach czy uzbrojeniu) nie wyglądało na greckie. Mógłbym jeszcze parę rzeczy wyliczyć, ale już mi się nie chce.

Ten film nie jest tak do końca zły, ma swoje momenty.* Ale biorąc pod uwagę, że reklamowany jest jako duchowy spadkobierca 300, to jest, dla mnie przynajmniej, sporym rozczarowaniem. Nie ma takiej charyzmy, nie ma takiego poweru, nie ma takiego rozmachu, nie ma tylu jatek, nie ma tylu wykręconych pojebów, nie ma tylu cycków. Bywa przegadany i ogólnie o wiele mniej bawi. Ja go osobiście nie polecam specjalnie, choć jak widać wielu ludziom się podoba, więc niekoniecznie należy mnie słuchać w tym względzie... Obejrzeć można. Ja akurat cieszę się, że bilety miałem za free, czyli nie straciłem.

5/10

* - Moment był jeden i to delikatnie mówiąc nieciekawy. Mam nadzieję, że wolicie tyłki od biustów, bo inaczej nie macie tu specjalnie czego szukać :D

3 komentarze:

  1. To ja sie może odniosę, bo własnej mi sie robić nie chce:
    1. Mitologiczny Hyperion był Tytanem
    2. Ten "byk" się Minotaur nazywał :*, a "w tym czasie" kretą sobie spokojnie rządził Minos. ale owszem, fragmenty zaporzyczone z oryginalnego mitu są jak najbardziej w porządku.
    3. Co do wymiarów Tytanów, to bogowie pod tym względem też jakoś nie wymietli; no i te plastikowe zbroje, że o przybraniu głów nie wspomę. Tak swoją drogą, gdzie ty ich masz sześciu?
    4. Mówka Tezeusza - wpada totalny wiesniak do twierdzy i za dowodzenie się zabiera. Z całej tej gadaniny podobało mi sie jedynie zakończenie. Jest tak kiczowate, ze aż piękne:)

    Cóż, same zadymy, mimo, że niezłe, tego filmu nie pociągną. A motyw przewodni pt. "my wierzymy w bogów, a oni w nas" się gubi pod tym całym bajzlem. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. ad.2: no właśnie z tym Minotaurem to mi coś nie pasuje, bo wg mnie to nie może być ten z labiryntu. Za to kojarzę, że w którymś momencie Tezeusz musiał walczyć z gigantycznym bykiem, który rozrabiał pod jakimś miastem... Pomyślałem, że to ten, tylko pokazany jako człowiek w stroju bykołaka :)
    ad.3: To ilu ich było w końcu? Pięcioro?

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Minotaura, to zdaje się, oboje mamy rację.

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Tezeusz

    I ten twój to był chyba nawet podejrzewany o ojcostwo tego mojego. Ale że zadyma była w labiryncie, to obstawiłam Minotaura, zwłaszcza, że "figura" by się zgadzała - ludzkie ciało z głową byka.

    A co do bogów, to ja kurde czworo pamiętam (Zeus, Atena, Posejdon i to coś z kolcami na głowie, które od Zeusa oberwało - ten twój "chyba Ares?"). Ale coś mi w sumie majaczy, że w Tartarze to jednak było więcej niż troje, a "kolczatka" już nie miało prawa być. Tylko za chiny nie pamiętam szczegółów.

    Sprawdziłam, pięciu. Ale co to są ci dwaj?

    http://www.youtube.com/watch?v=guqMFTCeEhI

    OdpowiedzUsuń