czwartek, 22 grudnia 2011

FILM: "Coś" (prequel)

„The Thing” (Coś) (2011)
Reżyseria: Matthijs van Heijningen Jr.
Scenariusz: Eric Heisserer
Obsada: Mary Elizabeth Winstead, Joel Edgerton, Ulrich Thomsen, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Eric Christian Olsen


© Morgan Creek / Universal Pictures 2011
Czekałem na ten film od dłuższego czasu. Jestem olbrzymim fanem carpenterowskiego Cosia z 1982 roku – film jest absolutnie genialny, ma nastrój, napięcie, fajnego bohatera (Kurt Russell FTW!) i niesamowite sceny przemian oraz gore. Nic dziwnego w takim razie, że na prequel, tworzony w dodatku prawie 30 lat po tamtym filmie, czekałem zarówno z nadziejami, jak i obawami. Na szczęście nie zawiodłem się specjalnie.

Kto zna film Carpentera, ten wie, że obcą istotę odkryli najpierw na Antarktydzie Norwegowie, którzy mieli tam własną bazę badawczą i natrafili przypadkiem na tego skubańca w lodzie. Widzieliśmy tylko ich pustą bazę, gdy przyjechali do niej Amerykanie – obcy wszystkich Skandynawów wymordował. Niniejszy prequel ma za zadanie pokazać nam, co się wydarzyło w owej norweskiej placówce i jak oni wszyscy zginęli. No i pokazuje, choć bohaterowie to nie tylko Norwegowie, jak się okazuje, bo są tu amerykańscy piloci i pani doktor, też Amerykanka. Oni już tak mają, że film o samych brodatych gościach z mroźnej Skandynawii by się słabo sprzedał.

Nowy Cosiek jest, trzeba uczciwie powiedzieć, nie tylko prequelem, ale też trochę remake’iem, może nie dosłownie, ale po prostu niektóre sceny i rozwiązania fabularne są niemal żywcem skopiowane z filmu Carpentera. Nie jest to jednak nic dziwnego, bo są to motywy, które w filmie o obcej istocie, która potrafi się błyskawicznie dzielić i imitować inne żywe organizmy, po prostu powinny się znaleźć. Czyli mamy tu test krwi na obecność komórek obcego, wywlekanie gnoja na zewnątrz i palenie go miotaczami ognia, tudzież odseparowanie dwóch bohaterów poprzez zamknięcie ich w jakiejś szopie (w '82 był jeden). Osobiście w sumie cieszę się, że te chwyty się tu znalazły. Poza tym mamy ogólnie standard z oryginału, czyli obcy kopiujący ludzi i tworzący niesamowite hybrydy istot, które skopiował wcześniej, ludzie, którym odbija od paranoi, kombinowanie kto jest kim i patrzenie na siebie wilkiem oraz walka z rozmaitymi formami, jakie przybiera potwór.

No właśnie, a propos tych form; mówiąc o filmach z tej serii nie sposób nie wspomnieć o efektach specjalnych. Oryginał z '82 był absolutnym arcydziełem pod tym względem, to co tam pokazano do dziś robi wrażenie - zwłaszcza, że wszystko osiągnięto makietami i animowanymi kukłami, bo o CGI nie było mowy. W prequelu rzecz oczywiście wygląda już inaczej, efekty komputerowe są i raczej przeważają, choć animatronika, o ile wiem, też jest obecna. Na szczęście CGI nie wali plastikiem po oczach i jest ogólnie raczej udane, choć przemieniony Sander biegający pod koniec po całej bazie jest jednak z deka sztuczny. Ale da się przełknąć. Dla mnie ważniejsze jest natomiast, że hybrydy, jakie tworzy nasz pupil z kosmosu, są dość pomysłowe i miłe dla oka (pod względem designu).

© Morgan Creek / Universal Pictures 2011
 Film zarobił też u mnie sporo punktów za zakończenie, mówię tu o scenie na napisach końcowych (nie opuszczajcie sali!). Jest to w zasadzie dokładnie to, na co czekałem, czyli bezpośredni tie-in z filmem Carpentera: dwóch Norwegów w helikopterze ściga biegnącego przez zaśnieżone pustkowie psa i usiłują go zastrzelić. Perfekt. Aż do samego końca wydawało się, że tej sceny w ogóle nie będzie, co byłoby straszną porażką... Ale nie, scena jest, wszystko gra. Mało tego, cała ta sekwencja jest zilustrowana oryginalną muzyką Ennio Morricone z poprzedniego filmu, co robi efekt po prostu kopiący po jajach. Instant win.

Nowością w tej części jest pokazanie o wiele konkretniejszego fragmentu statku, którym ta obca łachudra przybyła na ziemię. Albo którym została przetransportowana. Jak ktoś lubi obce designy statków, to powinien być w miarę zadowolony, choć nie ma tego specjalnie dużo i w sumie nic konkretnego nie widać. Ale zawsze coś.

Co poza tym? Ogólnie jest dobrze: dzieje się sporo, napięcie jest, ludzie giną jeden po drugim, potwory są ładne, aktorzy dają radę, a muzyka nie przeszkadza. No i fajnie, że przez sporą część filmu Norwegowie mówią po norwesku. Fabuła bez większych dziur, choć głupotki zawiera. Tylko wydaje mi się, że w '82 były jakieś sceny z miejsca znalezienia obcego w lodzie (nakręcone przez Norwegów kamerą, a oglądane potem przez Amerykanów) i że sama miejscówka wyglądała tam zupełnie inaczej. Ale może zbyt dawno tego nie oglądałem i coś popieprzyłem.

Ogólnie polecam, bardzo fajny prequel i hołd dla Carpentera jak ta lala. Jak ktoś lubi oryginał, to powinien być raczej zadowolony, bo, choć wersja AD 2011 jest kapkę gorsza, to jednak niewiele. Dużo dobrej zabawy i dość w sumie oldschoolowy klimat. Good shit.

8/10

4 komentarze:

  1. W sumie zgadzam się z twoją opinią i podejście miałem też podobne więc niby nie ma czego komentować tak więc tylko dwie ciekawostki/spostrzeżenia.



    Poniżej być może spoilery ale w sumie chyba nie...



    Po pierwsze na samym początku zauważono, że obcy wbrew wszelkiej logice próbował wydostać się ze statku po rozbiciu się na planecie. Tak mnie coś tchnęło, że może to COŚ wcale nie było pasażerem na pokładzie? Kto wie, może na pokładzie zaszło coś w stylu historii z "Aliena"? Może by tak prequel prequela coby sprawę wyjaśnić? :P
    Druga sprawa dotycząca sceny na napisach - Cholera zmienili moje całe podejście do oryginału - teraz zawsze będę na poczatku starego filmu myślał "kurwa, zabili go gnoje" :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Prequel prequela to coś, co bym łyknął, ale tam chyba nie byłoby miejsca dla ludzi, więc tak trochę dziwnie... :) I boję się, że wyszłoby coś w stylu filmowego AvP1.
    Co do drugiej sprawy - ale że kogo zabili? Larsa?

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie taki prequel prequela byłby co prawda zupełnie innym filmem niż te no ale ciekawość chyba u mnie przeważa nad obawami :P
    I tak, o Larsa mi chodziło, polubiłem gościa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyszedłem po tym filmie z mózgiem rozjebanym.. Cały czas łudziłem się, że dowiemy się co nie co więcej o tym statku, ale się nie dowiedzieliśmy. Efekty na plus, klimat również.. Tylko jakiś taki niedosyt mam po tym filmie.. Nie wiem czemu :/

    OdpowiedzUsuń