"Niezniszczalni 2" (The Expendables 2) (2012)
Reżyseria: Simon West
Scenariusz: Richard Wenk, Sylvester Stallone
Obsada: Sylvester Stallone, Jason Statham, Jet Li, Dolph Lundgren, Chuck Norris, Terry Crews, Randy Couture, Liam Hemsworth, Jean-Claude Van Damme, Bruce Willis, Arnold Schwarzenegger, Scott Adkins
© Nu Image / Millennium Films / Lionsgate 2012 |
Pierwsi Niezniszczalni to jeden z moich ulubionych filmów roku 2010, był jak spełnienie marzeń (obsada of kors), a w dodatku był po prostu zajebistym filmem akcji. W związku z tym sequel był z automatu w absolutnej czołówce wyczekiwanych przeze mnie tytułów w roku bieżącym. No bo tylko pomyślcie... Arnold i Willis mieli brać udział w akcji. Miał być Van Damme i Norris, a także Scott Adkins (yay!). Ten ostatni miał mieć pojedynek ze Stathamem, a Van Damme ze Stallonem. No kosmos. No i film wyszedł rzeczywiście zajebisty i bardzo sympatyczny, ale chyba przez te dwa lata zbytnio napompowałem sobie oczekiwania.
Wadą Niezniszczalnych 2 jest chyba to, co stanowi zarazem jej główny selling point, czyli za dużo gwiazd w jednym miejscu. Bo w rezultacie nie wszystkie dostają tyle czasu, ile bym chciał. Tak jak poprzednio, najwięcej zgarnia dla siebie Stallone i Statham, ale już reszta ekipy nie za bardzo. Owszem, autorzy próbują obdzielić wszystkich aktorów uwagą jako tako sprawiedliwie (poza wspomnianymi panami S. & S.), ale wychodzi to średnio i mam wrażenie, że w części pierwszej było lepiej. (Ja już nie mówię o Jecie Li, bo on i tak nie chciał zagrać w tym filmie). Pokrzywdzony na tym polu najbardziej jest chyba Randy Couture, który ani w dialogach nie ma nic konkretnego (w jedynce były jego liczne terapie i hipochondria), ani żadnej pamiętnej zadymy (poprzednio walczył 1 na 1 ze Stevem Austinem). Poza tym twórcy chyba nieco przesadzili z ilością mrugnięć do widza związanych z poszczególnymi gwiazdami. One są, owszem, fajne, ale zużyto za jednym zamachem chyba wszystkie żarty, jakie da się na tym polu wymyślić, więc kolejna część powinna już sobie takie rzeczy odpuścić.
Jednak moje największe rozczarowanie związane z nowymi Niezniszczalnymi to niewykorzystany potencjał niektórych aktorów. Chodzi mi o wspomniane na wstępie pojedynki Stallone vs Van Damme oraz Statham vs Adkins. Oba o wiele za krótkie, mało widowiskowe, a ten drugi dodatkowo chujowo oświetlony. Ja wiem, że Stallone to już dziadek, ale w świetnej formie i dużo pokazał w pierwszej części, więc potrafi. Van Damme zaimponował mi brutalnymi walkami w ostatnim Uniwersalnym Żołnierzu, więc też dałby radę powalczyć dłużej i "mocniej". Z kolei spierdolenie naparzanki Stathama z Adkinsem w ogóle nie ma usprawiedliwienia, bo obaj są młodzi i u szczytu formy, a potrafią robić niesamowite rzeczy... których w tej scenie nie robią. W dodatku podczas ich pojedynku mamy najgorsze zdjęcia, jest ciemno i gówno widać. Bardzo czekałem na ten moment i zawiodłem się strasznie.
No dobra, marudzę, ale wynika to z mojej sympatii do tej serii, po prostu chciałbym, by te filmy były zajebiste pod każdym względem. Jednak nie zrozumcie mnie źle, to jest, tak czy owak, genialne kino akcji. Ilość strzelanin, walk, rozpierduchy na centymetr taśmy filmowej sięga rekordowych ilości, bohaterowie są fajni (Dolph bardzo zyskał w porównaniu do poprzedniego występu), fabuła prosta i sprzyjająca zadymom, humor niezły i nawiązujący do karier aktorów... No i ta obsada. W jednym miejscu Stallone, Schwarzenneger, Willis, Statham, Van Damme, Lundgren, Norris, Li, Adkins - czy ja muszę coś dodawać? To naprawdę jest spełnione, przynajmniej w dużym stopniu, marzenie nie tylko z dzieciństwa, ale i z całego życia (bo nadal masowo oglądam filmy z tymi aktorami). Dlatego nie przywiązujcie zbytniej wagi do tych wymienionych przeze mnie minusów, tylko ogarnijcie tę orgię destrukcji. Polecam bardzo; miłośnicy takiego kina na pewno się nie zawiodą.
Wadą Niezniszczalnych 2 jest chyba to, co stanowi zarazem jej główny selling point, czyli za dużo gwiazd w jednym miejscu. Bo w rezultacie nie wszystkie dostają tyle czasu, ile bym chciał. Tak jak poprzednio, najwięcej zgarnia dla siebie Stallone i Statham, ale już reszta ekipy nie za bardzo. Owszem, autorzy próbują obdzielić wszystkich aktorów uwagą jako tako sprawiedliwie (poza wspomnianymi panami S. & S.), ale wychodzi to średnio i mam wrażenie, że w części pierwszej było lepiej. (Ja już nie mówię o Jecie Li, bo on i tak nie chciał zagrać w tym filmie). Pokrzywdzony na tym polu najbardziej jest chyba Randy Couture, który ani w dialogach nie ma nic konkretnego (w jedynce były jego liczne terapie i hipochondria), ani żadnej pamiętnej zadymy (poprzednio walczył 1 na 1 ze Stevem Austinem). Poza tym twórcy chyba nieco przesadzili z ilością mrugnięć do widza związanych z poszczególnymi gwiazdami. One są, owszem, fajne, ale zużyto za jednym zamachem chyba wszystkie żarty, jakie da się na tym polu wymyślić, więc kolejna część powinna już sobie takie rzeczy odpuścić.
Jednak moje największe rozczarowanie związane z nowymi Niezniszczalnymi to niewykorzystany potencjał niektórych aktorów. Chodzi mi o wspomniane na wstępie pojedynki Stallone vs Van Damme oraz Statham vs Adkins. Oba o wiele za krótkie, mało widowiskowe, a ten drugi dodatkowo chujowo oświetlony. Ja wiem, że Stallone to już dziadek, ale w świetnej formie i dużo pokazał w pierwszej części, więc potrafi. Van Damme zaimponował mi brutalnymi walkami w ostatnim Uniwersalnym Żołnierzu, więc też dałby radę powalczyć dłużej i "mocniej". Z kolei spierdolenie naparzanki Stathama z Adkinsem w ogóle nie ma usprawiedliwienia, bo obaj są młodzi i u szczytu formy, a potrafią robić niesamowite rzeczy... których w tej scenie nie robią. W dodatku podczas ich pojedynku mamy najgorsze zdjęcia, jest ciemno i gówno widać. Bardzo czekałem na ten moment i zawiodłem się strasznie.
No dobra, marudzę, ale wynika to z mojej sympatii do tej serii, po prostu chciałbym, by te filmy były zajebiste pod każdym względem. Jednak nie zrozumcie mnie źle, to jest, tak czy owak, genialne kino akcji. Ilość strzelanin, walk, rozpierduchy na centymetr taśmy filmowej sięga rekordowych ilości, bohaterowie są fajni (Dolph bardzo zyskał w porównaniu do poprzedniego występu), fabuła prosta i sprzyjająca zadymom, humor niezły i nawiązujący do karier aktorów... No i ta obsada. W jednym miejscu Stallone, Schwarzenneger, Willis, Statham, Van Damme, Lundgren, Norris, Li, Adkins - czy ja muszę coś dodawać? To naprawdę jest spełnione, przynajmniej w dużym stopniu, marzenie nie tylko z dzieciństwa, ale i z całego życia (bo nadal masowo oglądam filmy z tymi aktorami). Dlatego nie przywiązujcie zbytniej wagi do tych wymienionych przeze mnie minusów, tylko ogarnijcie tę orgię destrukcji. Polecam bardzo; miłośnicy takiego kina na pewno się nie zawiodą.
Tjaa. Ktoś tu chyba planował zacząć od huraganu, a potem się rozkręcać. Nie do końca wyszło, ale i tak jest fajnie.
OdpowiedzUsuńA taran z napisem "puk, puk" mnie po prostu zabił. Pierwszy raz.