wtorek, 5 grudnia 2017

SERIAL: "Stranger Things" - Sezon 2 (2017)

© Netflix 2017
Sezon drugi to wg mnie rewelacja nie mniej niż pierwszy, a przy okazji wszystkiego jest więcej - bohaterów, wątków, nawiązań do 80`s, muzyki z 80`s. Jako fan(atyk) tej dekady jestem zachwycony.

Sean Astin (bo Goonies) i Paul Reiser (bo Aliens) wypadli w moim przekonaniu świetnie, a ich bohaterowie okazali się nie tym, czego się pierwotnie spodziewałem. Wątek podróży Elle/Jane mi się bardzo spodobał, jej przemiana w badassa również (słowo daję, że jej przygoda z gangiem Kali strasznie mi przypomina Ciri u Szczurów w wiedźmińskiej sadze). Nowe zagrożenie jest bardzo klimatyczne. Nowe shipy i trójkąty dają radę, Steve jest coraz fajniejszy (szkoda mi go, skołujcie mu dziewczynę, guys), dzieciaki są super (choć Mike mnie nieco drażnił chwilami), Nancy i Jonathan trzymają poziom, szeryf Hopper rządzi. Max i Billy są ciekawi. Gust muzyczny tego ostatniego naprawdę zrobił mi dobrze.

Smaczki są super, poza oczywistymi Ghostbustersami i Terminatorem był Michael Myers i Jason Voorhees, cytaty z Aliens i na upartego z drugiego Indiany (nieporadne zaloty Nancy i Jonathana). Miałem też skojarzenia z It (książkowym, bo nowej ekranizacji jeszcze nie widziałem). O nawiązaniach do Dungeons & Dragons nawet nie wspominam.

Muzyka to była rewelacja. Oprócz genialnego synthowego score`a mamy tym razem naprawdę masę mniej i bardziej znanych kawałków z 80`s (ktoś chyba rzucił hajsem na licencje), są tak grube rzeczy jak Scorpions, Megadeth, Cyndi Lauper czy Pat Benatar. Miazga dla wielbicieli epoki.


Ogólnie czekam bardzo na ciąg dalszy, chyba bardziej, niż po pierwszym sezonie. Na pewno wróci Kali i doktorek. Wincyj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz